Być może tytuł postu jest mylący - skąd niby w Sannikach miałby być Elvis. Cwaniak pomyśli i powie, że na płycie to na pewno ktoś ma w Sannikach Elvisa. Ale tu tak naprawdę chodzi oto, że żeby stać się sławnym jak on, nie trzeba wiele wysiłku, sam tego doświadczyłem na własnej skórze, a popularność w tak szczególnym miejscu jak Sanniki, gdzie wszyscy wszystko o wszystkim i o wszystkich wiedzą, potrafi być wkurzająca.
Ktoś zapyta co zrobić by stać się sławnym? Ironicznie powiedziałbym, że wystarczy umrzeć i zaraz będzie wrzawa, że ten co umarł to był taki albo inny, albo pijak;), ale zejdźmy z tematu śmierci bo nie o nim chcę pisać.
Otóż wystarczy pracować! i mieć samochód służbowy - samochód służbowy w Sannikach wzbudza zainteresowanie mieszkańców. Tym bardziej, że część naszych sąsiadów jest zazdrośnikami i zaraz oblega nas pytaniami? OOOOO a co to nowy samochód się kupiło? Skąd taki samochód? No to teraz pewnie ze 4 tyś. będziesz zarabiał? No i idąc tym tropem należy nie wyprowadzać ich z błędu. I odpowiadamy: Tak kupiłem nowy? Nie nie 4 tyś. teraz będę zarabiał 8 tyś. i niedługo się stąd wyprowadzam bo właśnie buduje dom.
No i trach najczęściej takiemu sąsiadowi opadnie kopara, a co bardziej nerwowym zazdrośnikom potrzebna będzie karetka reanimacyjna. Wszystkie te odpowiedzi utwierdzające sąsiadów w ich przekonaniu powodują, że można być sławnym i znienawidzonym. Część ludzi będzie wołać do Ciebie z daleka "Dzień dobry", aby nie zostać pominięta skinięciu Twojej głowy na przywitanie, a część będzie siedziała w domu i modliła się, żeby walnął w Ciebie piorun, żeby spaliła Ci się ta chałupa co jej nie wybudowałeś jeszcze, albo najlepiej żeby ukradli Ci ten nowy samochód, co go sobie kupiłeś. Ja tak miałem! Sąsiedzi, którzy nie odzywali się do mnie przez lata, nagle zaczynali być najlepszymi przyjaciółmi, ludzie w sklepach uśmiechali się szeroko, oblegała mnie pełna gama uprzejmości typu dzień dobry, do widzenia, proszę itp. Tutaj dokładnie sprawdza się zasada Pareto, który był ekonomistą głosił zasadę 80/20 i ja ją popieram. Uważam, że w Sannikach jest tylko 20% osób normalnych, którzy tak jak ja mają większość tego co słyszą po prostu gdzieś.
Moja sława dobijała mnie przeważnie w niedziele, no i pod sklepami, obleganymi przez Polskich Sarmatów popularnie zwanych żulami. Wysiadając z samochodu pod sklepem dobiegały mnie miłe słowa: "witamy prezesa" gdyby mieli czerwony dywan to pewnie został by rozwinięty pod moje stopy. A potem słyszałem jeszcze czulsze słowa: "Prezesie daj 2 zł. na leki bo chory jestem" - tylko, że nie każdą chorobę leczy się denaturatem, ale akurat Ci Panowie uznają tą metodę leczenia jako najskuteczniejszą od lat i co jest w tym najśmieszniejszego, metoda ta pozawala przetrwać im zimy z temperaturą - 40 C (medycyna do dziś nie potrafi wyjaśnić tego zjawiska). Pewnego razu udało mi się uzyskać niespodziewany awans społeczny, gdy wymieniono mi samochód na Skodę Octavie - awansowałem od razu. Już nie byłem prezesem, czy dyrektorem, w oczach sarmatów stałem się "Profesorem", jakiż to niespodziewany awans społeczny mnie spotkał - zamiast 2 zł wyceniono mnie od razu na 5 zł. A jakiż ze mnie sklepy miały pożytek, jak kupowałem 10 kg cukru to zaraz całe rzesze odwiedzających sklep też kupowały cukier, bo jak prezes tyle kupuje to musi być że kryzys będzie i cukier trza wsiąść. No ale te czasy już minęły. Teraz jestem bezrobotny i moje życie wcale nie jest smutne, część ludzi już się odczepiło, nie muszę wszystkich witać a życie stało się weselsze. Mam wolny czas robię co chcę przede mną tylko: seks, relaks, imprezy, seks, alkohol, seks - no dobra trochę przesadziłem z tym alkoholem ha ha ha;)
No i jaki z tego morał - bawcie się i rozmnażajcie się, bo czy was widzą czy nie i tak na Sannikach dupę obrobią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz