sobota, 31 grudnia 2011

Don Kichot

Dawno dawno temu, za siedmioma górami za siedmioma lasami za siedmioma rzekami..... za dużo tego wszystkiego. Osioł ze Szreka pewnie by tego nie wytrzymał. A to wcale nie tak daleko bo na naszej ziemi Sannickiej pojawiły się ni stąd ni z gruchy czy pietruchy a nawet z kapusty jak to się dzieciom często mawia przy krępujących pytaniach..... No.... No ale skąd te wiatraki się wzięły? 
Jak to możliwe, że nikt  nie widział jak je przywieźli jak montowali? Nikt nie plotkował, nie pojawiła się żadna opozycja i opozycja opozycji a nawet opozycja opozycji opozycji. Straszne - jakieś fatum nad Sannikami ludzie nie plotkują ? Wiatraki postawili i są !!! Nawet nie chodzili i podpisów nie zbierali. Czuję się zasmucony.
No ale tan okres smutku szybko mija, bo pojawiły się plotki i akty niezgody. Jednak powstaje opozycja do wiatraków, a bo miał być prąd za darmo w Sannikach bo te wiatraki postawili, ale nie będzie i do tego podwyżki zapowiadają na prąd. A w ogóle to te wiatraki szkodzą bo te robią no bimbrioprądy nie nie te no bioprądy czy takie inne te szkodliwe co w powietrzu latają. A po za tym one to na ptaki szkodzą i już widzę jak wśród męskiej populacji naszej gminy spada popęd seksualny, chyba że to chodzi o te ptaki co latają, no ale latają więc to nie o nie chodzi ;) No i na domiar złego to wiatraki powodują kryzys gospodarczy, więc w przyszłym sezonie truskawkowym, ogórkowym i we wszystkich innych ma być w Sannikach i okolicy nie urodzaj. Bo jak się te wiatraki kręcą to pszczoły nie latają i nie zapylają, a glizdy i krety to z ziemi uciekają no i gleba nie ulega erozji, no i co teraz ci biedni rolnicy mają zrobić.
Szczęście w nieszczęściu, trza będzie na tace w kościele dać żeby w te wiatraki piorun szczelił, podobno koło różańcowe odwoła akcję posezonowego zbierania na kostkę brukową wokół kościoła i wystąpi z nową inicjatywą na zbieranie funduszy na likwidację wiatraków.
Obecnie zbiera się też ludzi do kupy ze sprzętem typu: zardzewiały brzeszczot, używana szlifierka kątowa, do bojkotu i obalenia wiatraka. Oczywiście kupy nikt nie ruszy i w kupie raźniej a cała kupa poprowadzona ma być na bój przez wynajętego za pieniądze, które zbierze kółko różańcowe, Don Kichota wraz z wiernym giermkiem Sanczo Panczo.
I na koniec najstraszniejsza wiadomość: przez te wiatraki to wprowadzają od nowego roku telewizję cyfrową w Sannikach i trzeba będzie kupić nowe cyfrowe telewizory.
Podsumowując życzę udanego Nowego Roku i niech Cyfrowy Polsat będzie z wami.

sobota, 8 października 2011

Fredro się w grobie przekręca czyli "Śluby Matusiakowe"

Jak to się stało!! Że on - taki miły, uczciwy, spokojny, co nawet muchy by nie skrzywdził, no jedno mu można zarzucić - że po deszczu wałkuje glizdy na mokrym asfalcie - ale nic po za tym. No i ona - taka tajemnicza nieznajoma białogłowa z nim ten tego nic zdrożnego, po prostu zniknęła. Oboje wzięli się zniknęli i nikt nic nie wiedział. A co gorsza nic nie wiedziały o tym co mogło się z nimi stać najważniejsze osobistości w Sannikach, jak i policja, CIA, FBI no i agent Tomek też nie wiedział.
I co teraz? zniknęli, byli i ich nie ma, amba fatima...... i takie tam pierdoły w innych językach.
Aleeee w Sannikach nie ma tak, że ktoś czegoś nie wie, zawsze znajdzie się "ktoś", a zaraz za ktosiem pojawi się kolejny "ktoś" i w końcu "ktosiów" będzie nieskończenie wiele. Oczywiście wraz z wzrastającą ilością ktosiów wzrośnie liczba wymyślonych domniemań na temat niedawnego zaginięcia jednego z naszych mieszkańców Zbigniewa M. Na razie nie jest poszukiwany bo wałkowanie dżdżownic nie jest karalne więc śmiało mogę napisać, że chodzi o Zbigniewa Matusiaka i jego połowicę, której imienia nie wymienię. 
Jak do tego doszło? Zadałby pytanie Bogusław Wołoszański i zaraz sam odpowiedziałby na nie - niesamowitą historią z licznymi wątkami i zwrotami akcji. 
W Sannikach samo życie (a raczej mieszkańcy) napisało historię opowieści z pozoru dwojga spokojnych, niczym szczególnym nie słynących ludzi.
Już pierwszego dnia od ich zniknięcia zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pod jego dom podjeżdżały różne samochody i to nie raz i nie dwa. Ludzie pukali do drzwi domu, w którym zamieszkiwał, ale wszyscy zostali odprawieni z kwitkiem. W miejscu gdzie pracowała ona też działy się dziwne rzeczy, zniknęła, a wraz z nią trochę uprzejmości uśmiechu i życzliwości, w oddali nie było słychać odgłosu gryzienia herbatników, siorbania kawy, tak kawy z mlekiem i cukrem - 2 łyżeczki. Wraz z nią znikł odgłos prostowania kości i rażenia petentów prądem. Klienci Ośrodka Rehabilitacji żałowali, że właśnie tego dnia przynieśli tylko herbatę i czekoladki w ramach łapówki.
Nawet sąsiedzi zamieszkujący ulicę "Wiejską" w Sannikach, na której przez ponad 30 lat zamieszkuje Zbigniew M. twierdzili, że go nie znają, a przynajmniej twierdzi tak Pani Mańkowska, która akurat w tej sprawie miała najwięcej do powiedzenia.  W tym miejscu zdradzić mogę wam, że kobita ma na prawdę wybujałą fantazje, posunę się dalej, nawet Andersen i bracia Grimm razem wzięci nie mieli tak wybujałej fantazji jak Pani Mańkowska. Ale do starcia tytanów i różnych wersji doszło w sklepie jedynka mieszczącym się nieopodal ulicy wiejskiej. Otóż co 2 fantastki to nie jedna. I tak Pani Mańkowska i Pani Teresa ułożyły całe zniknięcie w jedną całość rozwiązując zagadkę. Otóż skoro zniknął on i ona, a oni już ze sobą od jakiegoś czasu ten tego, jeżdżą do lasu na całowanie, co normalnie legalnie prawnie nie jest zakazane w Sannikach, musi być co wzięli i wyjechali wziąć po kryjomu ślub. Ale nie ważne kto z kim śpi, ważne żeby dzieci były zdrowe. On na pewno zrobił jej dziecko - w końcu już tyle się spotykają. No i na ślub pojechali do Częstochowy - bo tam podobno za darmo dają - śluby oczywiście. 
No i oczywiście po rozpuszczeniu tej wersji wydarzeń dopiero zaczęło się fantazjowanie. A to nowożeńcy pojechali do Ryje De Meżanejro na miesiąc miodowy, a to wyjechali do Uzbekistanu zrywać granaty. A co gorsza to podobno na ślub nawet rodziców nie zaprosili, ani rodzeństwa, ani znajomych. A jak nie było nikogo ze znajomych to nie będzie o czym gadać, nie będzie wiadomo kto się upił, kto zwymiotował pod stół ani kto z kim śpi.
A jak było na prawdę? Normalnie, zwyczajnie. Oni po prostu pojechali na tygodniowy urlop w góry aby odpocząć. Od atmosfery Sannik, od plot, głupot, fantastów, zazdrośników i konfidentów. A co najlepsze po powrocie mieli się z czego i kogo pośmiać. Głupota ludzka zawsze była jest i będzie śmieszna.
Wszystkim wyjeżdżającym na urlop dedykuje piosenkę Fasolek pt. "Fantazja", aby po powrocie z wypoczynku z humorem i finezją przyjęli historie wymyślone w na ich temat.

czwartek, 15 września 2011

Sannickie Centrum Informacyjne - lepiej idzcie do fryzjera ;)

Od kilku lat w naszej pięknej miejscowości funkcjonuje Sannickie Centrum Informacyjne, które ma nawet własną stronę. Co prawda jest ona nieaktualizowana od 2009 r., ale warto na nią zajrzeć dla samej poprawy humoru. Nie będę wklejał linka do strony, gdyż zbyt duża ilość wejść spowodowałaby jej przeciążenie i strona po prostu by się zesrała (taka poetycka definicja "zawieszenia strony"). Jak sama nazwa wskazuje, nasze centrum, ma opisywać aktualne zdarzenia i informacje, osobom zainteresowanych tym co dzieje się w Sannikach. Niestety centrum informacyjne umarło śmiercią naturalną z powodu braku jakiegokolwiek zainteresowania.
Jeśli chcecie się dowiedzieć co dzieję się w Sannikach, lub co się stało, albo dopiero będzie miało miejsce, to zapraszam do fryzjera. Ja jako człowiek przeciętny korzystam także z usług fryzjera, po prostu jestem na tyle leniwy, że nie chce mi się kupić maszynki do strzyżenia. Ale nikt z nas nie zdaje sobie sprawy jak ciężka jest praca fryzjera. Te chemikalia, opary z trwałej i inne specyfiki tworzą halucynacje i omamy. Jak inaczej wytłumaczyć to, że u fryzjera można dowiedzieć się takich rzeczy, że ho ho głowa mała, powiem więcej nawet 2 głowy to mało. Naprawdę trzeba się ostro naćpać żeby móc wykonywać taki zawód w takiej miejscowości. Normalna osoba przebywająca pod taką presją informacji już dawno zasiliłaby szeregi pensjonariuszy szpitala w Skokach (mieści się tam oddział psychiatryczny). Ja osobiście każdorazowo mając skorzystać z usługi fryzjerskiej muszę przygotować się na to mentalnie. Przygotowuje się na ostrzał pytaniami - fryzjerzy zawsze pytają co słychać , kiedy się ożenisz i takie tam. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze są kolejki u fryzjera. Regułą w Sannickich salonach fryzjerskich są kolejki starszych Pań z oklapłymi fryzurami i dość mocnym makijażem. Najbardziej przerażają mnie Panie bez brwi - kobieta bez brwi jest nienaturalna, a najbardziej nienaturalnie wprost idiotycznie i śmiesznie wygląda wtedy, gdy te brwi domaluje sobie czarną kredką. W porządku byłoby, gdyby te brwi były namalowana nad oczodołami, ale niestety jak malować brwi to na całego, najczęściej brwi te lądują w połowie czoła takiej pięknisi, do tego są niesymetryczne i nierówne. I jak to wygląda? Zacytuje tu gospodarza bloku z "Alternatywy 4" - "jak gówno w lesie". Ale na tym wszystkim cierpią najbardziej mężowie, synowie, wnuczkowie, czy sąsiedzi, którzy zmuszeni zostali do przywiezienia tych wszystkich Pań do fryzjera. Zazwyczaj okupują oni samochody smażąc się wewnątrz lub zamarzając w zależności od pogody. Część z nich szuka wtedy czegoś na ochłodę (zimne piwko) bądź na rozgrzanie (setka wódki) - poprawiając tym samym bilans handlowy sklepu, który znajduje się najbliżej zakładu. Zwróćcie kiedyś uwagę będąc w Top-Markecie, który mieści się obok zakładu fryzjerskiego, iż ma najbardziej rozbudowany dział z alkoholami i piwem - w żadnym innym sklepie tak nie ma.
Ale wracając do mojej traumy związanej z fryzjerem. Aby nie trafić na największą kolejkę, trzeba minimum 3 razy w ciągu dnia, w którym człowiek chce się obciąć, zrobić wywiad aby trafić na jak najmniejszą kolejkę, co ocalić może człowieka od wysłuchania bzdur. Ale te robienie wywiadu i tak nie ma sensu bo nigdy się nie sprawdza, obcinam się już ponad 20 lat u tego samego jednego fryzjera i kolejki jak były tak są. Ale jak mus to mus człowiek siada i czeka na swoją kolej, dowiadując się niestworzonych historii. Ostatnio wysłuchałem litanii na temat wesela, które miało odbyć się w miejscowości Wejsce. Podobno na te wesele para młoda wykończyła 6 prosiaków po 200 kilo zaprosiła 400 osób i zaopatrzyła się w ciężarówkę wódki, zakupionej hurtowo przy Ruskiej granicy. A potem wysłuchałem jeszcze kilkakrotnie tej samej historii przy przekomarzaniu się fryzjera i osób u niego obecnych ile czego na tym weselu będzie. Dla mnie to rzecz nie do pojęcia, że ludzie, którzy często nie potrafią się dobrze wysłowić są wstanie metodą ad-hoc (działanie doraźne) wymyślić "pińcet" wersji zdarzenia i wybrać najlepszą. Oczywiście oprócz wesel można dowiedzieć się, kto ze sławnych osobistości Sannickich czy kręgu znajomych korzystał dziś z usług fryzjera, kto umarł, komu ocieliła się krowa, komu zdechła kura i kto nabył nowego malucha.
Na chwilę wrócę jeszcze do tych wszystkich czekających, którzy przywożą starsze Panie do fryzjera. Łączę się z nimi w bólu, gdyż przywożąc babajagę z oklapłą fryzurą, odbierają babajagę ze stojącą, wytapirowaną, bądź lokowaną fryzurą. Najgorsze jest to, iż muszą oni powiedzieć swoim babcią, żoną, sąsiadką, że ta fryzura jest ładna i że się im podoba, aby nie narazić się na cios torebką czy parasolką w wątrobę, bądź nie daj Boże na cios w narząd znajdujący się poniżej pasa, a dość często nadużywany do nokautowania przeciwników przez Gołotę. Co gorsza powiedzenie prawdy i wyrażenie swojej opinii na temat fryzury może skutkować: słoną zupą, siniakami czy nocowaniem na kanapie. Ale podsumowując - mnie to nie grozi. Uważam że, niektóre fryzury są tak natapirowane, nastroszone, że powiększają objętość włosów 60-o krotnie do tego są wielkie i przypominają bocianie gniazda, co wygląda dość idiotycznie.
Panią po zabiegach fryzjerskich polecam dumne wyjścia z zakładu fryzjerskiego z podniesioną brodą i wzrokiem w celu sprawdzenia czy już wszystkie bociany opuściły Polskę na zimę - być może, któryś z nich byłby gotów założyć sobie gniazdo i przezimować. Kończąc post pozdrawiam: Sayonara bocianos,  muchas gracias babajagos.

środa, 31 sierpnia 2011

Łubudubu wygibasy czyli gorączka niedzielnej nocy

No i się zaczęło - stargany, loterie, dmuchańce do podskakiwania, piwo i kaszana. W minionym tygodniu w niedziele kopnął nas wszystkich niebywały zaszczyt goszczenia na Sannickiej niedzieli i to nie byle jakiej bo 43 okrągłej rocznicy obchodów niedzieli Sannickiej - podążając tropem filmowego "Misia" od razu mówię wszystkim parówkożercą zdecydowane "nie". Cała moc atrakcji czekała niecierpliwie na tłumy ludzi, które przewijały się przez stadion sportowy. Oto od samego wejścia uśmiechem witali mieszkańców straganiarze przeliczając potencjalnych klientów na złotówki, a obok na klientów czaiła się loteria fantowa. Zawsze lubiłem tą loterie fantową - odkąd sięgam pamięcią zawsze towarzyszy ona Sannickiej Niedzieli i zawsze ludzie, którzy kupują fanty robią ciekawe, śmieszne bądź idiotyczne miny. Miny te zależne są od wylosowanego fantu, czasami fanty przerastają oczekiwania losujących. I tak wyobraźmy sobie miny ludzi, którzy wylosowali paczkę cukru, czy gołębia pocztowego. No i wszystko byłoby w porządku gdyby cukier wylosował miłośnik pędzenia bimbru, a gołębia gołębiarz - no może jeszcze pracownik poczty byłby tu ucieszony. A tak co - dostałem gołębia i co z nim zrobić? rosół? czy wypuścić? Podejrzewam że większość wypuszcza te gołębie, nie zdając sobie sprawy, że gołąb i tak zawsze poleci do domu;) No dobra zejdźmy z chmur na ziemie.
Na Sannickiej niedzieli było wiele atrakcji: rzeźby, wycinanki, wyroby z drewna, ciasto, chleby, miody, sery, no i oczywiście bimber i smalec z ogórkiem kiszonym. Jak donosi koło gospodyń wiejskich bimbru i smalcu zabrakło po 1 godzinie reszta atrakcji dostępna była do oporu. Dla spragnionych dopicia był katering gdzie zakupić można było piwo o pojemności 0,5 L = 0,2 piwa + 03 wody, wszystko to w bardzo atrakcyjnej cenie, a na zagrychę pyszności z grilla. Wszystko to nie mogłoby odbyć się bez znakomitych artystów, którzy przynudzali niemiłosiernie no i oczywiście bez władz gminnych i powiatowych, które zaszczyciły naszą miejscowość opowiadając jak bardzo się napracowali aby zorganizować tą niedziele. I co z tego, że się napracowali, co oni by zrobili bez nas, jak byśmy nie przyszli to tej niedzieli by nie było. Nie tylko oni się napracowali. A te wszystkie Panie pięknie czasami śmiesznie poubierane. One wybierały stroje już miesiąc wcześniej, i przebierały się trzy razy w trakcie niedzieli. Nawet mężczyźni się odpalili w garnitury. Niektórzy nawet się umyli. Niestety nie wszyscy co było czuć i wprowadzało pewien dyskomfort.
Największą atrakcją było jednak:
- obgadywanie ludzi,
- sikanie obok toitoia,
- zajmowanie niezajętych miejsc na ławkach znajomym,
- potrójne salto mortale w powietrzu wykonywane przez pijanego sąsiada niosącego piwo.
Dla mnie jednak Sannicka Niedziela zaczyna się dopiero po godzinie 22. Wtedy to pojawiają się najwyśmienitsze osobistości Sannickie - to nasi pod-sklepowi Sarmacji i skryci zabawowicze, których entuzjazm ujawnia się dopiero po 0,5 promila we krwi. I wtedy się dzieje, jak oni tańczą - taniec z gwiazdami wymięka. Taki Sannicki sarmata potrafi wygiąć się do tyłu dotknąć tyłem głowy ziemi, po czym odgina się do przodu i dotyka ziemi czołem lądując przy tym na trawie jak tupolew - po prostu piękne. Ci ludzie są nieśmiertelni i elastyczni, potrafią zgiąć się w połowie kości piszczelowej bez jej łamania i tańczyć jakby nic się nie stało. W tym roku zachwycił mnie jednak jeden z zabawowiczów, który między ławkami udawał że gra na gitarze wraz z grającym na scenie zespołem. Facet miał taki brzuch, że powinien udawać że gra na bębnach a nie na gitarze. Ale ta osobistość zrobiła coś niesamowitego, grając na niewidzialnej gitarze gość pochylił się do przodu, po czym zadziałało na niego prawo Newtona (przyciąganie ziemskie). Gość przeleciał w pozycji półuchylonej do przodu przez 2 ławki i wyhamował na 3 ławce głową, nie odrywając rąk od niewidzialnej gitary. Po czym jakby niewidzialna ręka chwyciła gościa do tyłu - bo szarpnęło nim zdrowo , a facet wyprostował się do pozycji stojącej nie odrywając rąk od gitary. Po prostu cud nad Wisłą w Sannikach.
Kończąc post zapraszam wszystkich na kolejny pokaz zjawisk paranormalnych, który odbędzie się podczas 44 okrągłej rocznicy Sannickiej Niedzieli 2012 r.

sobota, 20 sierpnia 2011

Siódme przykazanie

Podobno pierwszy milion trzeba ukraść? Dwa tygodnie temu we wtorek wraz z moją dziewczyną byliśmy na zakupach w Top Markecie, zbliżając się do kasy spostrzegłem pewną anomalię. Otóż przy stoisku z warzywami i owocami kłębił się tłum ludzi. Pierwsza myśl jaka przebiegła przez moje neurony to promocja, nie ma innej opcji promocja - no nie wytrzymam muszę iść zobaczyć co tam się dzieje. No i faktycznie była promocja banany po 2,5 zł za kilo tylko, że one są czarne, a ludzie ich nie kupują, więc co oni tu tak stoją, ale nieważne pomyślałem i udałem się w kierunku kasy, po czym usłyszałem krzyki w biurze Top Marketu. Jak się okazało trwało tam przesłuchanie. Pani w kasie powiedziała, że 2 osoby okradły sklep i one to mają na kamerach i że zadzwoniły na policje i że policja ich zatrzymała i że jeździła za nimi po innych sklepach, które też okradli i że...... więcej informacji nie mogłem wchłonąć, gdyż mój mózg odłączył narząd słuchu, aby obronić się przed świadomą głupotą przekazywaną drogą płciową przepraszam miałem na myśli słuchową. A tłum, który stał przy warzywach przysłuchiwał się przesłuchaniu. 
Początkowo chciałem opisać to zajście od razu, ale pomyślałem sobie, że poczekam z tym żeby zebrać informacje jakie będą krążyć po Sannikach. I muszę przyznać wam, że nie żałuje tych 2 tygodni. Usłyszałem tyle pierdół, że głowa mała. Najbardziej rozbawiła mnie wersja, w której usłyszałem, że złodzieje ukradli: drut spawalniczy, kajzerki i prezerwatywy - cudowny zestaw w sam raz dla młodego włamywacza. Prezerwatywy zamiast rękawiczek, żeby nie zostawić odcisków, drut spawalniczy do rozprucia sejfu a kajzerki włamywacz będzie rozrzucał za sobą po kawałku, żeby nie zgubić się z powrotem.
Ale kradzieże w Top Markecie miały już miejsce i mają swoich bohaterów, a co za tym idzie do pewnych osób przywarły przymioty skradzionych rzeczy.
I tak w Sannikach spotkamy Panie o przezwiskach: "Ciocia blenda-med" czy też: "Mydełko Fa"
Dla naszych nowych pojmanych proponuję ksywy: drut i buła.
Uprzejmie donoszę iż, w Top Markecie nakręcony ma zostać remake filmu o dwóch takich co ukradli księżyc w wykonaniu braci K. Film nakręcony w Top-ie nosił będzie tytuł: O dwóch takich co ukradli gumki" obecnie sklep prowadzi nabór odtwórców roli głównej - wszystkich chętnych zapraszam do zgłaszania się do kierowniczki sklepu. Sklep gwarantuje dzienną rację żywieniową - bułki kajzerki i czarne banany. Producentem filmu jest: Komenda Powiatowa Policji w Gostyninie. Scenariusz i reżyseria = samo życie.

Skrzywienie kręgosłupa moralnego z uwzględnieniem odcinka szyjnego

Czy ktoś zastanowił się, czemu w ostatnim czasie tak wiele osób chodzi na rehabilitację? Raczej zapytać powinienem czy wy też dostrzegacie, sąsiadów wyglądających przez okna, próbujących spostrzec kto do kogo i z czym przyjechał? Zaczynam się martwić o kręgosłup moralny mieszkańców. Niejednokrotnie byłem świadkiem spektakularnych zdarzeń, które rozbawiały mnie do łez. Podążając zasadą Pareto uważam że, 80% naszej ludności ma kwalifikacje do pracy w SB czy CBcośtam. Szczególnym szacunkiem cieszą się u mnie ludzie, którzy wieczorami wyglądają przez okna, żeby sprawdzić kto przyjechał. Ale najfajniejsze jest to, że ludzie ci nie zdają sobie sprawy że, wyglądając przy zapalonym świetle w domu sami wystawiają się na widok. Jakie to jest piękne, gdy wysiadasz z samochodu wieczorem a w oknach pojawiają się twarze sąsiadów z minami mówiącymi "o kto to przyjechał, a czy sam, itp.:" I co sobie możesz wtedy pomyśleć, stado baranów w oknie przy zapalonym świetle robiące śmieszne miny. Tym ludziom wydaje się, że maja Roentgena w oczach, bądź jakąś podczerwień i dla tego wszystko widzą. Ale to nie dzieje się tylko wieczorem, uważajcie każdy z nas jest pod obserwacją każdego dnia. Sam dobrze wiem jak to wygląda. Przebywając niejednokrotnie na wsi u dziadków spostrzegłem ciekawe zachowanie. Czy to samochód, motor, chłop w konia, czy rower przejechał przez wieś - zaraz babcia stała w oknie i informowała wszystkich w domu kto jechał, co przewoził, do kogo i co z tym będzie robił. I w tych naszych Sannikach jest tak samo. Wielu mieszkańców z powodu swojej wścibskości ma krzywe kręgosłupy, a szczególnie krzywy jest odcinek szyjny od ciągłego wyglądania przez okno i rozglądania się w celu znalezienia jakiejś sensacji. Sensacji na szczęście w Sannikach nie brakuje, a to się ktoś upije, a to komuś krowę ukradną do tego bardzo charakterystyczną i łatwą do odnalezienia bo czarną w białe łaty - a czy ktoś widział w okolicy inne krowy? Czasami sensacje rodzą się z ludzkiej krzywdy, i tak 2 dni temu do Sannik przyleciał helikopter medyczny. Wystarczyło że helikopter pojawił się tylko nad Sannikami a już część ludzi z głową w chmurach podążała za nim pieszo, rowerami, samochodami, żeby zobaczyć gdzie wyląduje. I wylądował za GOK. Radości co niemiara, a jakie tłumy gapiów, bo kogoś zabierają. Ale nie o krzywdzie chce pisać. Najfajniejsze jest to jak ten helikopter startuje - śmigła kręcąc się zaczynają wytwarzać tumany kurzu, a ludzie stoją osłupiali i podziwiają z otwartymi gębami start. Najlepsze jest to, że ten kurz wsypuje im się do rozdziawionych twarzy, a oni stoją i stoją, jak warta przy pomniku Stalina z goździkami w dłoni - podziwiam tych ludzi i chylę czoła ich głupocie.
No i pora na informację: za tydzień w GOK-u odbędą się bezpłatne badania pulmonologiczne, dla wszystkich, którzy nałykali się kurzu przy starcie helikoptera.
P.S. Pulmonolog przyleci helikopterem;) dla zwiększenia satysfakcji gapiów zalecam poranną lewatywę, bądź 2 łyżki Laktacytu po śniadaniu.

piątek, 12 sierpnia 2011

Mów mi Elvis

Być może tytuł postu jest mylący - skąd niby w Sannikach miałby być Elvis. Cwaniak pomyśli i powie, że na płycie to na pewno ktoś ma w Sannikach Elvisa. Ale tu tak naprawdę chodzi oto, że żeby stać się sławnym jak on, nie trzeba wiele wysiłku, sam tego doświadczyłem na własnej skórze, a popularność w tak szczególnym miejscu jak Sanniki, gdzie wszyscy wszystko o wszystkim i o wszystkich wiedzą, potrafi być wkurzająca.
Ktoś zapyta co zrobić by stać się sławnym? Ironicznie powiedziałbym, że wystarczy umrzeć i zaraz będzie wrzawa, że ten co umarł to był taki albo inny, albo pijak;), ale zejdźmy z tematu śmierci bo nie o nim chcę pisać.
Otóż wystarczy pracować! i mieć samochód służbowy - samochód służbowy w Sannikach wzbudza zainteresowanie mieszkańców. Tym bardziej, że część naszych sąsiadów jest zazdrośnikami i zaraz oblega nas pytaniami? OOOOO a co to nowy samochód się kupiło? Skąd taki samochód? No to teraz pewnie ze 4 tyś. będziesz zarabiał? No i idąc tym tropem należy nie wyprowadzać ich z błędu. I odpowiadamy: Tak kupiłem nowy? Nie nie 4 tyś. teraz będę zarabiał 8 tyś. i niedługo się stąd wyprowadzam bo właśnie buduje dom.
No i trach najczęściej takiemu sąsiadowi opadnie kopara, a co bardziej nerwowym zazdrośnikom potrzebna będzie karetka reanimacyjna. Wszystkie te odpowiedzi utwierdzające sąsiadów w ich przekonaniu powodują, że można być sławnym i znienawidzonym. Część ludzi będzie wołać do Ciebie z daleka "Dzień dobry", aby nie zostać pominięta skinięciu Twojej głowy na przywitanie, a część będzie siedziała w domu i modliła się, żeby walnął w Ciebie piorun, żeby spaliła Ci się ta chałupa co jej nie wybudowałeś jeszcze, albo najlepiej żeby ukradli Ci ten nowy samochód, co go sobie kupiłeś. Ja tak miałem! Sąsiedzi, którzy nie odzywali się do mnie przez lata, nagle zaczynali być najlepszymi przyjaciółmi, ludzie w sklepach uśmiechali się szeroko, oblegała mnie pełna gama uprzejmości typu dzień dobry, do widzenia, proszę itp. Tutaj dokładnie sprawdza się zasada Pareto, który był ekonomistą  głosił zasadę 80/20 i ja ją popieram. Uważam, że w Sannikach jest tylko 20% osób normalnych, którzy tak jak ja mają większość tego co słyszą po prostu gdzieś.
Moja sława dobijała mnie przeważnie w niedziele, no i pod sklepami, obleganymi przez Polskich Sarmatów popularnie zwanych żulami. Wysiadając z samochodu pod sklepem dobiegały mnie miłe słowa: "witamy prezesa" gdyby mieli czerwony dywan to pewnie został by rozwinięty pod moje stopy. A potem słyszałem jeszcze czulsze słowa: "Prezesie daj 2 zł. na leki bo chory jestem" - tylko, że nie każdą chorobę leczy się denaturatem, ale akurat Ci Panowie uznają tą metodę leczenia jako najskuteczniejszą od lat i co jest w tym najśmieszniejszego, metoda ta pozawala przetrwać im zimy z temperaturą - 40 C (medycyna do dziś nie potrafi wyjaśnić tego zjawiska). Pewnego razu udało mi się uzyskać niespodziewany awans społeczny, gdy wymieniono mi samochód na Skodę Octavie - awansowałem od razu. Już nie byłem prezesem, czy dyrektorem, w oczach sarmatów stałem się "Profesorem", jakiż to niespodziewany awans społeczny mnie spotkał - zamiast 2 zł wyceniono mnie od razu na 5 zł. A jakiż ze mnie sklepy miały pożytek, jak kupowałem 10 kg cukru to zaraz całe rzesze odwiedzających sklep też kupowały cukier, bo jak prezes tyle kupuje to musi być że kryzys będzie i cukier trza wsiąść. No ale te czasy już minęły. Teraz jestem bezrobotny i moje życie wcale nie jest smutne, część ludzi już się odczepiło, nie muszę wszystkich witać a życie stało się weselsze. Mam wolny czas robię co chcę przede mną tylko: seks, relaks, imprezy, seks, alkohol, seks - no dobra trochę przesadziłem z tym alkoholem ha ha ha;)
No i jaki z tego morał - bawcie się i rozmnażajcie się, bo czy was widzą czy nie i tak na Sannikach dupę obrobią.

środa, 10 sierpnia 2011

Konfronatcja

W związku z rozgorzałą rozmową dotyczącą obiektu recyklingowego w Szkaradzie przesyłam linki, które jak myślę powinny pomóc w zapoznaniu się z planowaną inwestycją.
www.poch.com.pl
http://www.cpchem.com/msds/100000014923_SDS_US_EN.PD      
http://www.ciop.pl/11344.html
http://www.pirolizaopon.pl/index.php?strona=piroliza
http://sakar.republika.pl/opony.htm
http://www.ekoguma.pl/elastomery2009/18/01_R1_W_Parasiewicz_UTYLIZACJA%20OPON.pdf
http://www.glospasleka.pl/artykul/25533.html

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Konfident - na tropie Spalarni w Szkaradzie

Swój zamiar napisania kolejnego postu zacząłem od odwiedzenia słownika i wyszukania wyrazu konfident - jest to pracownik tajnych służb, który dla własnych korzyści szpieguje obywateli i donosi na nich.
A co z tym wspólnego ma Szkarada, otóż w miejscowości tej ma powstać przedsiębiorstwo zajmujące się recyklingiem zużytych opon.
No i jak zwykle jakiś konfident zorganizował akcje protestacyjno-plakatowo-podpisową. 
No i przez tegoż konfidenta, który jak się dowiedziałem jest pracowniczką gminy Sanniki, pojawiła się u mnie Pani z listą do podpisu przeciwko powstaniu spalarni. Ponieważ jestem człowiekiem dociekliwym zapytałem się co to przeszkadza taka firma co będzie metodą bez-emisyjną (z komina się dymić nie będzie) przetwarzać opony. Pani długo myślała i w końcu rzekła: "ja to za bardzo nie wiem kazali zbierać to zbieram".
No i dla tego ta sprawa śmierdzi, mimo że spalarni jeszcze nie ma. Zawsze gdzieś znajdzie się jakiś konfident, co z zazdrości, czy braku wiedzy, może braku zajęcia organizuje jakieś akcje odwetowe, na człowieku, który moim zdaniem chce otworzyć działalność pożyteczna dla Gminy. Najgorsze dla mnie jest to, że ów konfident ma gdzieś, czy ktoś spala opony na polu i że to śmierdzi niemiłosiernie, czy też że ktoś, mam tu na myśli Pana Góreckiego, wywozi zużyte opony innym na pole czy do lasu. Wszystkich tych ludzi śmiecących po lasach i konfidentów powinno cofnąć się w czasie, pozbieraliby grzyby, jagody pobiegali z dzidą za Mamutem i może wtedy nauczyliby się szacunku do środowiska i innych ludzi.
Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich konfidentów, plotuchów, zazdrośników. Bez nich nasze życie byłoby smutne, nie wiedzielibyśmy o najnowszych inwestycjach w naszej gminie, a urzędy skarbowe i policja byłyby nieprzydatne. Więc pozdrawiam wszystkich słowami Edwarda Stachury: "Człowiek człowiekowi Wilkiem! Lecz Ty się nie daj zwilczyć!" 
Jednocześnie informuję, iż czekam na konfrontacje ludzi popierających i niepopierających budowę zakładu recyklingu. Konfrontacja zapowiada się lepiej niż walka Kliczko&Adamek. Na pewno konfidencji przygotowują już manife, plakaty i ulotki. Zatem zapraszam wszystkich na obejrzenie konfrontacji, gwarantuje dobrą zabawę cięte riposty typu: ty wuju itp. Każdy uczestnik powinien zaopatrzyć się w zgniłe pomidory, bądź jaja do rzucania w petentów. Uprasza się także o przyniesienie własnego prowiantu tzn. chipsy popcorn golonka (sezonowo może być kaszanka) piwo i inne napoje, ponieważ pomidorami rzucać będziemy dopiero pod koniec konfrontacji.

piątek, 5 sierpnia 2011

Kryzys Żniwny w Sannikach

Dziś miałem okazję zasięgnąć informacji na temat kryzysu w Sannikach i to nie byle jakiego kryzysu "kryzysu żniwnego". Otóż okazało się że w Sannikach a nawet całej gminie brakuje kombajnów, a Mąka nie chce wypożyczać swoich bo sam wszystkiego nie skosił.
No i powstał mezalians, czy dokupić kombajnów, czy mniej siać, czy modlić się o słońce - bo o deszcz już my się modlili i mamy. I tak zastanawiam się jak to było kilkadziesiąt lat temu, jak dziadek opowiadał, że kosami kosili, a potem ludzie zrobili się wygodniejsi bo były kombajny z PGR-ów, a teraz kombajnów od cholery i nadal mało, najlepiej jakby każdy miał swój, jak filmowy Pawlak kota na uwięzi. Ale czy ten kryzys żniwny ma jakieś głębsze podłoże? Myślę że tak. Otóż chodzi o to, że jak zbierzemy, to mamy spokój, możemy poleżeć, pospać popierdzieć i nic nie robić. A co lepsze możemy zrobić imprezę. Już po samym skoszeniu stawia się kombajniście flaszkę i prosi do stołu, w zależności od możliwości kierowcy kombajnu jest on w stanie zaliczyć 3 może 4 takie imprezy - i dziwić się, że kombajnów brakuje? Ale czy tak jest tylko w przypadku żniw, oczywiście że nie sezon truskawkowy, ogórkowy zawsze kończy się libacją od lat. W sklepach brakuje wtedy kiełbasy na grilla, a półki z kasztelanem świecą pustkami.
Podsumowując - piątek świątek czy niedziela, kombajn ciągle zapierdziela.

Zbrodnia Osmolińska

Nie jest to rzecz śmieszna, ale to co ludzie potrafią stworzyć to jest coś!
Na moje nieszczęście było mi dane wybrać się z siostrzeńcem na plac zabaw.  Ktoś zapyta czemu nieszczęście, otóż ja chciałem spędzić miło czas, rozweselić dzieciaka i wrócić spokojnie do domu, ale nie było mi dane.
Problemy zaczęły się od samego początku, ponieważ oprócz dziecka na plac zabaw wybrał się mój pies, dzieci przywitały go raczej z entuzjazmem wykrzykując: "mamo zobacz pies", "ooooo jaki ładny pies" - no i się zaczęło, czy ten pies nie gryzie?, czy jest groźny ?, czy był szczepiony? - już teraz wiem co czuje 3 finalistów programu 1 z 10, tylko że ja byłem sam a pytających troje. Trochę odbiegłem od wątku głównego, którego bohaterką jest pani w wieku ok 30 lat z 2-ką dzieci.
Po zaspokojeniu łaknienia wiedzy wszystkich pytających (a chyba nie ma bardziej upierdliwych niż Sanniczanie) i zajęciu się dzieckiem stała się rzecz straszna. Na teren placu zabaw wpadła z dziećmi zdyszana kobieta rozstawiła dzieci po kontach a raczej po placu zabaw (tzn jednemu rowerek, drugiemu huśtawka) ze straszną informacją. Owa bohaterka poinformowała wszystkich do okoła, że właśnie była na Sannikach w sklepie i tam dowiedziała się takich strasznych rzeczy że rozbolała ją głowa. Ja osobiście chodzę do sklepu i nigdy nie zdarzyło mi się wrócić z bólem głowy - chociaż pod niektórymi trzeba uważać żeby nie dostać po głowie. Szkoda że nie wiem, który to sklep, przestrzegłbym was teraz przed jego odwiedzaniem. W sklepie tym Pani dowiedział się o zabójstwie starszej pani z Osmolina. Powiedziała, że najpierw ją powiesili w stodole przebrali w inną sukienkę, a potem zastrzelili i przez piwnice wciągnęli na górę budynku, a dokonał tego sam jeden chory psychicznie dziadek, któremu żona nie dała leków. W życiu nie słyszałem gorszych bzdur inni ludzie wsłuchiwali się w to co mówiła nasza bohaterka z zainteresowaniem, trzeba być odmianą przyprawy służącej to zaostrzenia smaku - mam na myśli pieprz - żeby wchłonąć taką głupotę do głowy i przenieść ją dalej, nic dziwnego, że potem głowa boli. Po zasłyszanych informacjach i usłyszeniu komentarzy oraz wersji innych osób znajdujących się na placu zabaw postanowiłem ulotnić się do domu jak najszybciej.
I jaki z tego morał?
Cóż nie tylko sklep może przyprawić człowieka o ból głowy ;)