piątek, 5 sierpnia 2011

Kryzys Żniwny w Sannikach

Dziś miałem okazję zasięgnąć informacji na temat kryzysu w Sannikach i to nie byle jakiego kryzysu "kryzysu żniwnego". Otóż okazało się że w Sannikach a nawet całej gminie brakuje kombajnów, a Mąka nie chce wypożyczać swoich bo sam wszystkiego nie skosił.
No i powstał mezalians, czy dokupić kombajnów, czy mniej siać, czy modlić się o słońce - bo o deszcz już my się modlili i mamy. I tak zastanawiam się jak to było kilkadziesiąt lat temu, jak dziadek opowiadał, że kosami kosili, a potem ludzie zrobili się wygodniejsi bo były kombajny z PGR-ów, a teraz kombajnów od cholery i nadal mało, najlepiej jakby każdy miał swój, jak filmowy Pawlak kota na uwięzi. Ale czy ten kryzys żniwny ma jakieś głębsze podłoże? Myślę że tak. Otóż chodzi o to, że jak zbierzemy, to mamy spokój, możemy poleżeć, pospać popierdzieć i nic nie robić. A co lepsze możemy zrobić imprezę. Już po samym skoszeniu stawia się kombajniście flaszkę i prosi do stołu, w zależności od możliwości kierowcy kombajnu jest on w stanie zaliczyć 3 może 4 takie imprezy - i dziwić się, że kombajnów brakuje? Ale czy tak jest tylko w przypadku żniw, oczywiście że nie sezon truskawkowy, ogórkowy zawsze kończy się libacją od lat. W sklepach brakuje wtedy kiełbasy na grilla, a półki z kasztelanem świecą pustkami.
Podsumowując - piątek świątek czy niedziela, kombajn ciągle zapierdziela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz